piątek, 2 listopada 2012

[Jfilm] Tokyo Playboy Club - w ramach festiwalu Pięciu Smaków

Witamy serdecznie~! Dziś będzie wspólny wpis mimo że z konta Yae. 
W ramach ukulturalniania się (tudzież odchamiania) wybrałyśmy się wspólnie na film japoński Tokyo Playboy Club, który został wyświetlony w ramach 6. Festiwalu Filmów Pięciu Smaków. Postanowiłyśmy opisać wrażenia (bo to nie recenzja) po obejrzeniu filmu trochę inaczej. Ale jak to się zaczęło...


W mrocznych zaułkach Shinjuku dziesiątki barów oferują wszystkie ziemskie rozkosze. Wśród nich – Tokyo Playboy Club, zapraszający na „cycki, cycuszki, ssanko, macanko”. Tam właśnie, u starego kumpla, znajduje pracę Katsuoshi, psychopatyczny młodzieniec (w tej roli Nao Omori, znany z Ichiego zabójcy i Vibratora) uciekający przed karą za zamordowanie pewnego studenta w poprzedniej robocie. Nie trzeba mu wiele czasu, by zadrzeć z lokalną yakuzą, narażąjąc tym samym życie wszystkich pracowników przybytku, który czasy świetności ewidentnie ma już dawno za sobą. Zawrotne tempo akcji, natężenie przemocy i czarny humor nasuwają krytykom porównania z Quentinem Tarantino, Takashim Miike czy Guyem Ritchie. Temat budzi z kolei skojarzenia z kultową gangsterską serią Kinjiego Fukasaku  Battles Without Honor and Humanity. Choć młody reżyser musi sobie jeszcze trochę zasłużyć na te porównania, to jego bezkompromisowe spojrzenie na wyzuty z glamouru przestępczy światek, umiejętność budowania atmosfery, specyficzne poczucie humoru i błyskotliwe wykorzystanie muzyki z pewnością zdobędą mu wielu fanów.
Jak zawsze spoilery~~
Kursywą - Hohoemi. Bezkursywy - Yae.

Y: Może napiszemy naszą pseudo-recenzję do Tokyo Playboy Club? Mam pomysł.
H: Wal.
Y: Możemy to zrobić w formie dialogu między nami.
H: W sensie jak na gg a potem przekopiować? :P
Y: Nie, bo wiem jak to się skończy. XD
H: Co masz przez to na myśli?:D To nie lepiej zrobić luźną rozmowę, a potem najwyżej to ocenzurujesz?:D
Y: Nie. XD Bo to nie będzie nic konstruktywnego.
H: Buuuu >W< Ale ten film nie był konstruktywny. Więc i tak nic konstruktywnego nie wyjdzie. xd
Y: No dobra możemy spróbować z luźną rozmową :D
H: Czy my już coś na gadu nie rozmawiałyśmy po seansie?:D
Y: Rozmowa była, o tym że brak plusów i sado-maso prądem. xD
H: Nooo... to pozostała nam kwestia omówienia bohaterów. xD
*Parę godzin później*
Y: Skończymy tego tokyo playboya?
H: To musisz wciągnąć mnie w dyskusje :P
Y: Czy zgodzi się Pani udzielić wywiadu? *ustawia się jak profesjonalna dziennikarka*
H: Tak. <3
Y: Słyszałam, iż była pani na pokazie filmu Tokyo Playboy Club, czy to prawda?
H: Tak, razem z Yaesiem udałyśmy się *pełne nadziei, ze względu na tytuł filmu* na powyższy seans. Jednak to co otrzymałyśmy, nawet nie dorastało do pięt naszym oczekiwaniom.
Y: Proszę wyjaśnić czego Pani oczekiwała?
H: Czegoś, co nie nazywa się przemocą, a przez co seans był dozwolony dla osób powyżej 18 roku życia. Męskich ciaaaaaał~ itp. itd. Choć, nie... przepraszam najmocniej. Twórcy uraczyli nas/mnie widokiem jednego męskiego ciała.... choć ja bym to nazwała kawałem mięcha, a nie ciałem, ale pomińmy to.
Y:  Rozumiem. Więc przejdźmy do myśli przewodniej tego seansu "cycki, cycuszki, ssanko, macanko". Hasło nader trafne, jednak nie w takim kontekście jak można pomyśleć. Scena gdzie pada to zdanie była jedną z ciekawszych w mojej opinii (jak nie najciekawszą) scen. Sam obraz pokazuje... no właśnie co pokazuje?
H: No więc on ukazuje... nocny klub, o nazwie z tytułu, który prowadzony jest przez pana w średnim wieku, dla którego ważna jest tylko forsa. W klubie pracują trzy laski, które jedynie plotkują, bo klientów nie ma *no tak, kryzys*. Ogólnie to pracowała tam jeszcze czwarta, ale zaciążyła z mogłoby się wydawać z głównym bohaterem. Jednak główny bohater okazuje się nie być glównym, bo kradnie on kase, daje tej co zaciążyła a ona go wystawia, przez co koleś zostaje z długiem na karku u swojego Szefa. Na szczęście Koleś ma dziewczynę, która (nie)chętnie, no bo oporów nie stawiała, będzie odpracowywać jego dług w klubie. I tu oto "główny bohater" przestaje być główny, bo pojawia się kupel Szefa z kiedyś tam. Btw. kumpla poznajemy juz w pierwszych minutach filmu, kiedy to ucisza pewnego knypka... na amen.
Tak więc kumpel zaczyna pracować dla Szefa, ale że ma nierówno pod sufitem, nagrabią sobie u takich jednych, których wodzem jest ten Kawał Mięcha o którym wspominałam na początku. Nooo... i oni chcą się zemścić na Kumplu, Szef przekonuje Mięcho forsą, ale.... Mięcho chyba nie przekonał Dziewczyny "głównego bohatera". Otóż miała ona zanieść kasę Mięchu, ale nie dość, że Mięcho był Mięchem, to jeszcze był sado-maso... no cóż. Tak więc dziewuszka, a może on sam *to nie było powiedziane*, przyprawił się o wspomagany zawalik. Noo... potem przybył Szefu z Kumplem, zobaczyli trupa... i wpadli na pomysł, by go schować. Ale że to był kawał mięcha, to trzeba było zrobić mniejsze kawałki. Tym się zajął Kumpel (być może pracował w rzeźni), a potem wszystko wrzucili do rzeki. 
Trochę przyspieszę tą zacną opowieść. Tacy jedni kapnęli się, że Mięcho zniknęło, przyszli do Szefa, a że Szef cham i tchórz, to wkręcił Kumpla i dziewczynę, by do niego przyszli i zaczęła się sieczka. Kumpel się przyznał, ze to on zabił (kłamczuch jeden), więc jeden z kolesi (było ich dwóch), chciał go zabić, ale najwyraźniej takie zabawki jak broń nie były dla niego, bo trafił w... swojego kumpla. W sumie to nawet dobrze trafił, bo w tętniczkę szyjną (dużo krwi było stąd wiem xD). No i jak się ten kumpel pastwił nad tym umierającym, to dziewuszka nie próżnowała tylko uderzyła, a raczej przypierdo**** mu. I w tym momencie, wszyscy na sali wstrzymali oddech, a przynajmniej ja wstrzymałam, pomyślałam nawet! Nie wierzę! Jak tak zakończą film, to na MDL dam 3 gwiazdki a nie 2. Tak, owy Kumpel Szefa chwycił dziewuszkę za rękę (spodobała mu się skubana) i już zaczął z nią uciekać, gdy nagle jeb.... resztę może dopowiedzieć Yae, bo aż mnie ścisnęło w gardle ze wzruszenia, jak można było spieprzyć coś takiego. T_T
Y: Yae spoilerować nie będzie. :D A co dobrego było w filmie że aż 2 gwiazdki? Czy film wniósł w Pani życie coś uniwersalnego? Jakąś prawdę życiową, mądrość? Czymś jeszcze Panią zaskoczył?
H: Hmmm... chyba za to, że nie wyszłam z sali, tylko dotrwałam do końca. No i nie wiedzieć czego, Kumpel Szefa, którego w gruncie rzeczy można by uznać za główną postać tego filmu, fajnie grał i pomimo jego braku samokontroli, było w nim coś takiego za co się go lubiło. Ten pan się zwie Oomori Nao. <3 Tak, że nie warto się sugerować tytułem ani opisem.
Y: Ode mnie: film nie wniósł nic nowego w moje życie, a ode mnie dwie gwiazdki za muzykę, która była w porządku. Ten film był albo tak głęboki i go nie zrozumiałam, albo po prostu kiepski. Ja go nie polecam. Lepiej jakby puścili 4 godzinne Ai no Mukidashi. Albo jakąś fajną obyczajówkę.
H: A tym co mnie zaskoczyło, to porównanie do filmów Quentina Tarantino. Zagdzam sie z Yae w 100%, a co więcej ciekawe jaka wtedy była by cena biletów.
Y: A! Ja wiem co mnie zaskoczyło i o czym Hohoemi zapomniała wspomnieć. Po obejrzeniu proszę chociaż o częściowy zwrot kosztów za bilet (jak nie cały). Gdyż pełen profesjonalizm...
H: Właśnie! Coś co nas tłumaczki interesowało najbardziej. Zbulwersowało najbardziej. xD
Y: ...i na japońskim filmie poza polskimi napisami można było uświadczyć także napisy angielskie. To pewnie dlatego jakby ktoś chciał podszkolić język.
H: Niestety czasówkowicza powinni zmienić.
Y: Oj tam czasówka śmigała trochę za szybko czasem... ale te ang napisy to największy ból. Chociaż tłumaczenie było w porządku. ;)
Tak więc, na zakończenie - filmu nie polecamy, a już tym bardziej wyprawy na niego do kina. Jeśli jednak w jakikolwiek sposób on Cię kusi, proszę bardzo. Hohoemi jeszcze doda od siebie, że może i film kiepski, ale lubi łazić z Yaeś do kina na japońskie filmy. No bo jak już się nudzić, to chociaż nie samemu. <3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz